Delikatny wkurw
O rany, co za dwa dni… Już wczoraj czułam, że nadciąga wybuch i wcale się nie pomyliłam. Wszystkie cztery wysysacze krwi śpią szczęśliwie, a ja spuszczam żółć. No może tej żółci już nie zostało za wiele, bo najpierw pochłonęłam dobre 150 g Wisełki, potem ukręciłam w makutrze placek i trochę mi przeszło.
Co jest dla mnie najtrudniejszego w tym soczystym macierzyństwie? Otóż hałas, HAŁAS, HAAAAłAS! Ile ta czwórka hałasu potrafi zrobić, to tylko rodzina i sąsiedzi wiedzą.
No dobrze, hałas mam na co dzień, ale czasem wystarczy dorzucić do niego kilka drobiazgów i już nie jestem w stanie się powstrzymać, żeby nie cisnąć z dzikim wrzaskiem zmiotką przez cała długość działki i żeby “się” nie przewróciło to i owo stojące na mojej trajektorii lotu. Weszłam w ten wstrętny pociążowy czas, kiedy włosy wypadają mi garściami. Szału dostaję, gdy przy każdym ruchu głową widzę jak lecą, albo czuję łaskoczący mnie gdzieś w szyję czy dekolt włos. Do tego mam brudne okna i zsuwało mi się przez cały dzień to jedno, to drugie ramiączko od stanika.
Hmmm, ja mam chyba naprawdę szczęśliwe życie, skoro do rangi problemu urastają takie pierdoły. A tak na serio, to wczoraj przeprowadzony test wskazał na umiarkowaną depresję – czułam, że jest dobrze i niestety rzadko jest tak dobrze. Pomyśleć, że osoby znające mnie powierzchownie oceniają mnie następująco – wulkan energii, humoru, duży dystans do siebie, bardzo kontaktowa, kiedyś usłyszałam – jesteś mega pozytywna (nie wiem, czy pisze się to to łącznie czy rozłącznie). A ja jestem słabo uspołeczniona (spytajcie sąsiadów, lub panie z dowolnego call center), permanentnie podkurwiona, no i można umrzeć przy mnie ze śmiechu, ale tylko czasami. To, że moja narowista głowa nie współpracuje ze mną jak bym chciała, zdążyłam się już przyzwyczaić, ale żeby moje cztery litery też się znarowiły, to już przesada.
Poszłam sobie pobiegać i chyba już tego nie powtórzę. To może być niebezpieczne, bo mogę wrócić bez dupy, albo dupa wróci beze mnie. Ja sobie biegnę, a moje pośladki wychodzą z rytmu. Ja w górę, one w dół, ja w dół, one w górę. No żyły sobie własnym życiem, boję się, że niedługo staną się zupełnie niezależnym ode mnie bytem.
Ha, i jeszcze mój mąż… Wraca z pracy, ten ukochany, ten wyczekany. Ja szczęśliwa – wreszcie ktoś dorosły na pokładzie, wreszcie ktoś, kto nie mówi NIE na każdą moją prośbę. Pędzę do niego, łaszę się niczym szczeniak, merdam ogonkiem – zlecenie wysłane, wszystko wyprasowałam, posprzątałam, trawnik podlałam, obiad na dwa dni zrobiłam, synowie żyją i pozostają w dobrostanie. I co słyszę? Słyszę – ŻONO, mnie wcale to nie dziwi. I co byście odpowiedzieli na tak wylewne docenienie? Mnie było stać jedynie na – a mnie kurwa dziwi!!! Oczywiście okazało się, że jestem niemiła.
Postanowiłam więc być miła przez następne kilka miesięcy. Postanowiłam nie ruszyć palcem w firmie, mieć burdel w domu i wyrabiać się ze zrobieniem obiadu może ze dwa razy w tygodniu. Taki strajk włoski powinien przełożyć się na cielęcy zachwyt nad mą osobą.
Poza tym nie będę zachowywała się jak szczeniak i sikała panu ze szczęścia po butach. Będę zachowywała się jak nasz kot – będę darła się głośno gdy będę głodna, będę wszędzie zostawiała kłaki (to już robię), będę zrzucać w nocy różne rzeczy z półek i ślinić ściereczkę którą przykryta jest drożdżówka (stop – to mało prawdopodobna możliwość, jeśli odmówię pieczenia). Tak czy siak, cały świat mnie niedługo popamięta.
A to na poprawę humoru dla wszystkich czytających moją stronę Mam i NieMam też – niech wiedzą jak będzie (od bakusiowo.pl):
Ala