Zbyszek i inne fiksacje
Dziewczyny tworzą na dole jakieś arcydzieła plastyczne, Brunon robi sobie tatuaż z piratem, Marcin walczy o obcięcie paznokci Gustawowi przy jednoczesnej próbie nienaruszenia palców dziecka. Ja zaszyłam się w pokoju Florki z laptopem i ogromną chęcią na podsumowanie ostatnich tygodni.
Wczoraj obchodziłam ważną rocznicę, otóż minęło siedem lat od ostatniej przespanej przeze mnie w całości nocy. No i co? No i żyję jakoś. System nerwowy mam wprawdzie ciut nadwątlony, ale teraz już jest z górki. Jeśli tylko jakieś kataklizmy nie pokrzyżują mi planów, to jeszcze 257 dni karmienia piersią i nocna wolność zaświta mi w oddali.
Święta minęły, rok 2019 dobiegł końca. Jaki był dla nas ten ubiegły rok? Na pewno nie był lekki i przyjemny, ale był lepszy od roku 2018. Najważniejszym wydarzeniem były narodziny Gucia. Gucia, który w tej chwili już chodzi przy meblach, je z nami posiłki siejąc wokół spustoszenie, opróżnia szafki kuchenne z ich zawartości i powtarza jedno słowo – tata. Brunon rozpoczął swoją karierę przedszkolaka i muszę przyznać, że jest dzielny. Przedszkole nie jest przez niego tak bardzo lubiane, jak przez dziewczyny, ale chodzi bez płaczu i trzyma fason. Jaśminka nauczyła się jeździć na rowerze bez bocznych kółek i wymawiać głoskę „r”. Florka doskonali swoje zainteresowania plastyczne i taneczne, no i bardzo poważna sprawa – jest już zapisana do szkoły. Z zapałem spisuje listę zakupów, a ja dostaję potem ataku śmiechu gdzieś między biedronkowymi regałami, gdy na liście znajdę na przykład taką pozycję – twaruk 250 g 🙂 Jak widzicie, dzieci rosną, zdobywają nowe umiejętności, oby tak dalej. A co u nas? U mnie nic ciekawego. Zwijam się raczej, a może zastygłam na pewnym poziomie zwinięcia, ale JA JESZCZE OSTATNIEGO SŁOWA NIE POWIEDZIAŁAM. We wrześniu przyszłego roku planujemy posłać Gucia do przedszkola, nastąpi więc wtedy próba przywrócenia mnie życiu i społeczeństwu. Za to z radością obserwuję Marcina, który podobnie jak dzieci – rozwija się i zdobywa nowe umiejętności. Jeśli chodzi o sprawy firmowe, to pewne pomysły po zrewidowaniu zarzuciliśmy, pewnych nie zdążyliśmy zrealizować, ale udało się powołać do życia nasze czasopismo, którego trzeci numer lada chwila się ukaże. Nasze strony internetowe też rosną w siłę, co jest wymierne finansowo zwłaszcza przy stronach „klikanych”.
Święta upłynęły nam spokojnie pomimo towarzystwa kaszlu i kichania. Kolacja wigilijna była dość zabawna. Start mieliśmy godny reklamy telewizyjnej. Wszyscy uśmiechnięci i pachnący, w białych bluzkach/koszulach zasiedliśmy do stołu, a po 10 minutach już grzecznie urzędowałam z ręcznikiem papierowym pod stołem, a Marcin z tym samym sprzętem łapał lejący się po obrusie kompot z suszu. Dzieci są zadowolone z prezentów, jednak Florencja w Gwiazdora już nie wierzy.
Muzycznie, zeszły rok upłynął nam pod znakiem Męskiego Grania. Kupiłam wszystkie dostępne płyty z kolejnych edycji MG, a Marcin mi je zwędził do samochodu. W rezultacie dziewczyny po zapięciu pasów skandują – Zbyszek! Zbyszek! A potem śpiewają na całe gardło o topieniu kotków w rzece, oranżowych stopach i całowaniu z opryszczką. Zbyszek stał się obowiązkowym punktem przy powrocie z przedszkola:
Ja za to zwariowałam na punkcie tej wersji heyowskiej piosenki „Zazdrość”:
Oj, jak ja bym chciała pójść na Męskie Granie. W tym roku nie mam jeszcze na to szansy, ale w przyszłym już tak. Byłoby to duże przedsięwzięcie. Wyjazd z wszystkimi dziećmi i wszystkimi babciami 😉 Nie wyobrażam sobie, że miałabym zostawić wieczorową porą dzieci w domu pod opieką babć i pojechać do INNEGO miasta, w INNYM województwie. Zabrać wszystkich ze sobą, zainstalować w hotelu i iść na koncert, to i owszem, ale opcja samodzielnego wyjazdu odpada. Kwoczyzm nadal mi dolega ko ko ko.
Ach i te dziecięce rozkminy. Specjalizuje się w nich Jaśminka. Zajmuje ją ostatnio temat śmierci. Dziś zapytała Marcina, czy on nie umarnie po Florki urodzinach. Jak Marcin tę ewentualność oprotestował, Jaśminka zaczęła dopytywać, co się dzieje, gdy rodzic mówi, że nie umarnie, a potem jednak umiera. Biorąc pod uwagę fakt, że Florki urodziny są jutro, jestem trochę spięta. Muszę sprawdzić, czy wszystkie ubezpieczenia zostały opłacone w zeszłym miesiącu 😉
Fajna była też jej podejrzliwość w trakcie przedświątecznego szaleństwa w kuchni. Powlokłam się do sypialni popołudniu mówiąc – potrzebuję kwadransa żeby odsapnąć i żyły odbarczyć. Natychmiast Jaśminka zakradła się za mną, patrzy podejrzliwie i pyta:
Jaśminka: Mamo, dlaczego leżysz? Rodzisz dziecko?
Ja: Nie Jaśminko, nie rodzę. Zresztą jak rodzę, to nie leżę tylko stoję.
Jaśminka: A skąd wiesz, że nie rodzisz?
Ja: Nie rodzę, bo nie jestem w ciąży.
Jaśminka: A skąd wiesz, że nie jesteś w ciąży?
Ja: Nie zrobiłam niczego, żeby w ewentualnej ciąży być.
Jaśminka: No jak to nie – pijesz, odżywiasz się, komórki ci się produkują…
22:12, obudził się Gucio. Jestem absolutną zwolenniczką karmienia piersią, ale niech nikt się nie łudzi, że to mlekiem i miodem płynąca błogość. Na początku może i tak, a potem to zwyczajna niewola. Uciekam, żeby uciszyć mała rozdartą buźkę i zebrać siły przed porannymi wypiekami. Jutrzejsza jubilatka zamówiła sobie ptysie i tort Sachera.
Ala
Co do zwijania się, to ostatnio najczęściej ze śmiechu mi się u Was zdarza.Szczególnie po pytaniach Jaśminki co się będzie ze mną działo, jak umgrę .Do tego oczekuje szczegółowego opisu procesów post mortem.O matko, jak z tego wybrnąć?!
Mówić prawdę, ale prześlizgnąć się po samym wierzchu tej prawdy 🙂 :*)