Ciekawość to pierwszy stopień do piekła
Oj, naprawdę dochodzę do zacnej częstotliwości blogowania – jeden wpis na pół roku! Powinnam się trochę pokrygować, jak zwykłam to czynić po dłuższej przerwie – ale mnie tu długo nie było, ale zleciało, jak z bicza, czy czegoś tam innego strzelił. Krygować się nie będę, za leniwa jestem żeby się mizdrzyć do zacnych czytelników. Jestem zarobiona, jestem zmęczona, włosy mam za długie i jeszcze zapomniałam loginu i hasła na własną stronę. Zapomniałam wprawdzie na chwilę, ale nie ma co udawać – przez czas równy dwóm mrugnięciom powiekami nie wiedziałam jak tu wejść.
Roboty mamy huk, dzieci częściej są w domu niż w szkolno-przedszkolnym przybytku. Przestrzeni mało żeby słowo napisać, dni do siebie bliźniaczo podobne. Szanowna progenitura rośnie, potrzeby żywieniowe ma zwiększone, więc w kuchni dłużej siedzę. A jak chwilę jakąś dla siebie ukradłam, to wolałam poczytać niż popisać.
Polski Top Radia 357 tak mnie dziś nastroił, w jakąś taką ckliwą miękkość wprowadził, że zachciałam zaniechać zaniechania blogowania 😉 No i jeszcze praca nam dzisiaj pięknie poszła – pięciu klientów z listy ubyło, zaraz mam ochotę jakąś nagrodę sobie zrobić. Zerkam jednym okiem na wspomnianą listę i śmieszno mi i straszno. Do tej pory listę robiliśmy następująco – kartka a4 w pionie, na niej tabeleczka, w tabeleczce dane klientów i terminy. Jak klientów szybciej przybywało niż nadążaliśmy obrobić i zapełniały się ostatnie wiersze w tabeli – motyle w żołądku i gryzienie pazurów nas dopadało. W tym roku lista jest sklejona z trzech kartek a4, a ja przed weekendem prosiłam Marcina – zdejmij ze strony link do płatności, bo nie panujemy już nad przychodzącymi klientami.
No i w związku z tym mamy mały dylemat – jak tu wykroić więcej czasu na pracę? Dzieci zapakować w paczkę i do babć rozesłać (wozić nikt nie ma czasu)? Trzymać w przedszkolu i szkole do godzin zamknięcia? Gucia posadzić przed telewizorem i uraczyć trzema sezonami Świnki Peppy? Nie, nie zniosłabym. Postanowiłam zacząć wyznawać filozofię męża – “uspokój się, wszystko się ułoży”.
Powiedzenie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, jest chyba powszechnie znane. Z jednej strony lepiej być ostrożnym, z drugiej – nad ciekawością nie zawsze można zapanować. Mało tego, o pewnych rzeczach których jesteśmy ciekawi zapominamy, a potem na skutek niespodziewanego zaspokojenia zapomnianej ciekawości gwałtownie sobie przypominamy. Ja kiedyś byłam bardzo ciekawa, jak to jest w karetce podczas transportu. Czy jest głośno? Czy te wszystkie niezliczone szafki i szufladki mają na tyle mocne blokady, że nic się nie otwiera w czasie jazdy? Czy miałabym chorobę lokomocyjną będąc “na pace”? Tak więc już śpieszę z odpowiedziami – jest głośno (jak cholera), nic się nie otwiera i nie porzygałam się (a jeśli bym się porzygała, to ze strachu o dziecko). Gucio postanowił uszczuplić zestaw ciekawiących mnie rzeczy i zorganizował przejazd karetką. Żeby było na bogato, to sobie “eSką” pojechaliśmy. W jednym momencie trzymasz na rękach tulące się dziecko, mrugasz powiekami, a na rękach masz dziecko z napadem drgawek. Można wiedzieć Z TEORII, jak taki napad wygląda. Można też wymądrzać się o napadach na szkoleniach z pierwszej pomocy, ale jak napad dotyczy własnego dziecka, to dziób szeroko otwarty, oczy również i gdyby nie Marcin, to byłaby w stanie jedynie przed dom wyskoczyć i drzeć się, że dziecko mi umiera. Sama jestem zdziwiona, że tak składnie wezwałam karetkę, a jak przyjechali, to byłam ubrana, spakowana do szpitala i nawet nocnik w ręce dzierżyłam – wiadomo, własny nocnik to absolutny must have szpitalnej wyprawki.
Rozwiązanie zagadki drgawkowej nie przekonuje mnie jakoś specjalnie, ale powinnam już się przyzwyczaić, że z naszymi dziećmi dzieją się rzeczy dziwne. Dzieci są z grupy tych nie chorujących, ale jak już się coś zadzieje, to jest to albo bardzo ciężki przebieg, albo jakieś inne rzadko spotykane cudo. Najważniejsze, że u Gucia TK jest “czysta”, bo w tych pierwszych dobach szpitalnych czekałam na najróżniejsze wyroki – od zmian rozrostowych w mózgu przez krwiaki i tętniaki. Jeżeli napad się powtórzy, będzie ponowne diagnozowanie w kierunku padaczki. Jeżeli się nie powtórzy – mamy do czynienia z magią dziecięcego mózgu – może u dziecka pojawić się wszystko i zniknąć bezpowrotnie bez uchwytnej przyczyny. Ale jakby samych drgawek było mało, to atrakcje jakie mamy z Gustawem po tym zdarzeniu, wysysają ze mnie energię. Mamy nadpobudliwość, raz łagodną, a innym razem dość mocno zaznaczoną. No i tiki się pojawiły, na dodatek takie brzydkie, że ja za każdym razem wpadałam w panikę, że kolejny napad się zaczyna. Udało nam się nagrać Gucia zachowania i wysłać do zaprzyjaźnionego pediatry. Pierwsze przypuszczenie – zespół Aspergera, albo też coś z masy różnych innych zaburzeń, włącznie z powikłaniami po znieczuleniu. Może to też być “burza w mózgu” towarzysząca dużemu skokowi rozwojowemu.
Zespół Aspergera jest o tyle prawdopodobny, że patrząc na szanownych rodziców Gustawa, dziwniejszym by było, gdyby Gucio nie miał cech ze spektrum autyzmu, niż że je ma. Na razie prowadzę grzecznie dzienniczek obserwacji dziecka i mam wrażenie, że od jakiegoś tygodnia wszystko się ładnie stabilizuje i wycisza. Oka z Gucia jednak nie spuszczam.
Gustaw Gustawem, ale jeszcze inne dzieci mamy. Każde jedno myśli, że jest pępkiem świata. No i te pępki walczą ze sobą o miejsce najpierwszego pępka. Jest to przeplatane momentami bezbrzeżnej miłości i współpracy.
Florencja chyba w okres dojrzewania wchodzi – pyskowanie i wahania nastrojów są już tak zaznaczone, że z pewną obawą patrzę co to dalej będzie. Marcin przed chwilą pakował do torby rzeczy na przebranie dla całej czwórki, bo na wieś jedziemy. Wrzuca odzież Florki, a córka – no tato, TATO, tak nie można! Kolory dobieraj, bo nic do siebie nie pasuje! Córka czyta, czyta, czyta. Czytanie ma racjonowane, bo z książką lubi cichaczem przysiąść to tu, to tam. Stustronicowa pozycja na dwa dni to dla niej pestka. Muszę znów poszerzyć bibliotekę dziecięcą, bo zbliżamy się do wyczytania wszystkich pozycji. A z muzycznych klimatów, to sfiksowała na punkcie Young Leosi. Skacze po domu i śpiewa – kiedy wpadają koleżanki, zaczynają się hulanki…
Brunon teksty rzuca takie i to zwykle znienacka, że nie wiadomo czy pęknąć ze śmiechu, czy szybko lecieć i zapisać. Zabił mnie kiedyś przy śniadaniu, a wczesna to była pora. Tło jest następujące – piję sobie spokojnie kawę z mlekiem, przeżuwam rukolę z pomidorem. Dzieci chrupią upieczone przeze mnie bagietki (nie dla psa kiełbasa). Pomiędzy jednym kęsem a drugim Brunon mnie pyta – a pamiętasz mamo, jak byłaś chuda? Jak przez mgłę synu – odpowiedziałam, gdy mi mowa wróciła. I czekam co dalej. A dalej nic, temat się urwał. Najwyraźniej ciekawość syna została zaspokojona.
Jaśmina bytuje po części w rzeczywistości, po części w swoim wyimaginowanym świecie. Układa na trawniku zagrody dla swoich jednorożców. Jeździ do Kremówkowa, spotkać się ze swoją Kremówką i z dużą frajdą rozwiązuje zadania dla drugoklasistów z matematycznego “Kangura”.
Fajnie, że mam takie ciekawe dzieci, bo ja sama strasznie nudna jestem. Poczytałam sobie ostatnio “Króla” i “Królestwo” Twardocha, “Gorzko gorzko” Bator, skończyłam “Biegunów” Tokarczuk, a i tak wszystko było Pilchem przeplatane. Jerzy Pilch jest zdecydowanie stałością w moim czytactwie. Część jego książek mam na dole, coś tam wynoszę do góry, żeby zawsze mieć pod ręką. Nie ma specjalnego znaczenia, czy czytam coś po raz pierwszy, czy też kolejny. Pilchowska fraza sprawia mi tyle radości i przyjemności, jest tak smaczna, że nie mam jej nigdy dość. A najgorzej, jak sobie przypomnę fragment jakiegoś tekstu i wpadam w wir poszukiwania – gdzie to było, jak to brzmiało. Ostatnio tak miałam z plecami, szukałam tych pleców i znalazłam:
“Plecy to domena mistrzów. Dajmy spokój rubensowskim biustom! Jak się patrzy na rubensowskie plecy, można zrozumieć, co znaczy zmysłowość. Pierwsza zmysłowość zawsze tyczy pleców. Bez ich dotykania nie ma wzajemnej skłonności, nie ma seksu. Bez dotykania pleców nie ma miłości.”
Toż to jest dokładnie mój plecopogląd. W życiu nie byłabym w stanie słowami tego opisać, nie mówiąc już o celności i jakości tego opisu.
Słuchając Polskiego Topu Radia 357 przypomniałam sobie, jak pożyczyłam Andergrant Renaty Przemyk od koleżanki Agaty i słuchałam, słuchałam, słuchałam do zdarcia.
[arve url=”https://youtu.be/FJxELGEozrU” /]
“Dogonić kota”
słowa: Anna Sareniecka
W mózgu szuflady mam od A do Z
Tylko dlatego trochę o nim wiem
A poza tym…
Nie dam się wam zwariować
I duszę i ciało schowam
Ogrodzę je chińskim murem
A z okna wam spuszczę sznurek
W duszy bałagan robi duża mysz
Wciąż goni kota
Co w mojej głowie śpi
A poza tym…
Mam złe skłonności w karty z nimi gram
Król bije damę króla biję ja
A poza tym…nie
Nie dam się wam zwariować…
Ha i jeszcze kolorowanki podłogowe – jedno z ulubionych zajęć grupowych mojego stada. Albo kupuję gotowe, albo zaopatruję się w brystol i sama wyrysowuję. W nocy koty mają masę zabawy ze zdzieraniem kolorowanek 🙂
Ala