Mamo, a gdzie jest cipka?
Uwielbiam książki, książki tradycyjne, najlepiej szyte i w twardej oprawie. Lubię je posiadać, mieć tylko dla siebie. Czytać, wąchać i oglądać. Dotykać, sięgać po nie i odkładać. Jestem szczęśliwa, że dzieci to odziedziczyły, lub udało się w nich tę miłość zaszczepić. Gdy słyszę – mamo, nie mam znów czego czytać, czuję się jakbym słyszała – mamo, nie mam co jeść.
Tytułowym pytaniem uraczył mnie w zeszłym tygodniu Brunon. Przewijam sobie spokojnie Gucia w sypialni, a tu nagle z dołu dobiega do mnie – mamo, a gdzie jest cipka? Najpierw myślałam, że się przesłyszałam, ale powtórzone pytanie brzmiało identycznie. Biegnę więc po schodach trochę osłupiała i jednocześnie zaciekawiana. Brunon siedzi na podłodze i nerwowo przerzuca kartki atlasu anatomicznego w poszukiwaniu rzeczonej cipki. Przysiadłam przy synu, pomogłam w odnalezieniu odpowiedniej strony. Nie sądziłam, że utrwalanie wiedzy może przynosić taką ulgę – o jest, znalazłem, nie zgubiła się.
Atlas anatomii Sobotta kupiłam na pierwszym roku studiów. Jak na tamte czasy, komplet tomów był w jakiejś zawrotnej dla studenta cenie. Okupiłam to wnet niedojadaniem, ale do dziś pamiętam nabożne ściąganie folii z atlasów. Byłam jedyną osobą na roku, która Sobottę sobie sprawiła. Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że będzie to jedna z ulubionych książek moich dzieci – nie uwierzyłabym. Przy atlasach siedziały dziewczyny, kłócąc się zajadle o to, od którego tomu która z nich zaczyna. Kiedy byłam z Guciem w ciąży, cała trójka pilnie przyglądała się anatomii kobiety ciężarnej. Chyba do dziś nie uwierzyły, że te wrota na świat są umiejscowione tam gdzie są. Dziecięce książki o budowie ciała człowieka nie zdały u nas egzaminu.
Z książkami wiąże się też zabawna sytuacja z początków naszego związku. Do dziś nie wiem, dlaczego na studiach miałam opinię… Hm, sama nie wiem jak to nazwać. No na pewno męska część nie spodziewała się, że babki w makutrze lubię ucierać. A skoro niewiele o mnie wiedzieli, to wyobraźnia musiała swoje podpowiedzieć. Marcin przyznał się, że bał się do mnie przyjść po raz pierwszy. Ulga jaką ponoć poczuł, gdy zobaczył ile to książek mam upchniętych na półkach, była duża. Liczba woluminów rozwiała jego podejrzenia, że rzucę się na niego i skonsumuję, a przed konsumpcją jakieś przypalanie lub podwieszanie pod sufitem zaproponuję. Oglądam swoje zdjęcia z tamtego okresu studiów i nie mogę zrozumieć, dlaczego o takie praktyki byłam podejrzewana. Ponoć strach było do mnie podejść. A tak naprawdę myślę sobie, że fakt, iż sama mieszkałam wtedy w kawalerce, powodował zbyt duży galop pędzonej testosteronem męskiej wyobraźni.
W ostatnim czasie, cudownego odkrycia dokonała też nasza Jaśminka. Pewnego razu opowiadała mi pilnie, że Masza (ta od Niedźwiedzia) ma w swoim pokoju telewizor i jeszcze pilota do tego telewizora. Czułam, dokąd ta rozmowa będzie zmierza i mówię spokojnie, że w naszym domu jeden telewizor wystarcza i na pewno nie zgodzę się na zakup kolejnego. Powiedziałam też, że martwię się o Maszę, bo mieszka ona sama i ani razu nie widziałam jej rodziców, ani dziadków. Jaśminka orzekła, że Masza nie ma ani rodziców, ani dziadków. Na moje pytanie, skąd w takim razie Masza się wzięła, córka orzekła – jak to mamo, Masza się po prostu gdzieś wylęgła i jest pierwszym człowiekiem na Ziemi.
Tak więc tajemnica stworzenia została wyjaśniona, zrozumiałam też, skąd to podobieństwo zachowań Jaśminki i Maszy 🙂
Wróciliśmy dziś z weekendowego wypadu do mojego ukochanego Helu. Postanowiliśmy uczcić w ten sposób Marcina urodziny. Emmmm, wyczerpująco było.
Nie dość, że 3/4 naszych dzieci pierwszy tydzień września uczciło gilami do pasa, to współpraca z Brunonem i Jaśminą była dalece niezadowalająca. A dzisiejsza droga powrotna to koszmar jakiś. Dziewczyny na tyłach samochodu ciągle się kłóciły i tłukły, a synowie siedzący za nami darli się a to na przemian, a to w duecie. Wróciłam z takim bólem głowy, jakiego dawno nie miałam. Do tego smród, jaki wyprodukował w domu nasz kot i zarzygana kanapa, spowodowały, że chciałam odwrócić się na pięcie, wyjść i wrócić, gdy od odpoczynku z dziećmi odpocznę. Wypadów weekendowych mi się odechciało na długi czas.
Marudzę i marudzę, ale jednak trochę fajnych chwil też było:
Ala