Pomiędzy urodzinami a narodzinami
Minął festiwal urodzinowy naszych dzieci. Jest to dość męczące, bo nie zdążę jeszcze otrząsnąć się z bożonarodzeniowych trudów kulinarnych, a już muszę startować do robienia tortów. Trzy torty w ciągu 38 dni to trochę dużo jak na moją cierpliwość, nie mówiąc już o tak zwanych ostatnich nogach.
Oczywiście torty można zamówić w cukierni, ale ja mam rozpaskudzone podniebienie. Brzydzę się wszelkim przemysłowym jedzeniem, ono nawet kiepsko udaje prawdziwą żywność. Tak więc z jednej strony marudzę, a z drugiej składam kilkupiętrowe torty, które wszyscy zjadają z przyjemnością.
Zachodzę w głowę, ile tygodni przerwy zafunduje mi matka natura pomiędzy urodzinami Jaśminki, a narodzinami Gucia. Czy Gucio załapie się na miesiąc luty, czy dotrwamy w dwupaku do marca? 36. tydzień trwa, synek ma 2,5 kg. Mój plan jest taki – podtuczyć go jeszcze 500 g, a potem nich łaskawie zrezygnuje z brzusznego lokum.
Czwarta ciąża, a ja mam motyle w żołądku jak pomyślę o tym parującym, wilgotnym ciałku, które na mnie położą. O tym oczekiwaniu na krzyk, o nieporadnych i mozolnych ruchach. O guli, która dławi ze wzruszenia, o wilgotnych oczach męża i najbardziej specyficznym komplemencie, jaki słyszałam już kilka razy – jak ty pięknie dzieci rodzisz. Nic nie może się stać, nic nie może się stać, wszystko będzie dobrze. Moje czarnowidztwo zgniatam w kulkę, niech da mi trochę od siebie odsapnąć.
Urodziny dzieci zawsze skłaniają mnie do pewnych podsumowań. Pozwolę sobie na nie, w końcu to głównie ku naszej pamięci prowadzona jest ta część rodzinna.
Zacznijmy może od naszej sześciolatki. Cudowna, mądra, wrażliwa dziewczynka. Takie dziecko o gołębim serduszku, strasznie łatwo ją zranić. Tak bardzo bym chciała, żeby nabrała trochę grubszej skóry, bo życie lukrowaną babeczką nie jest. Florka zaczęła czytać samodzielnie. Śmieję się z siebie, bo najpierw do osiągnięcia przez nią tej umiejętności parłam, a teraz łza na rzęsie mi się trzęsie. Dziecko mówi – wyjdźcie z mojego pokoju, chcę poczytać w spokoju. Albo siedząc w samochodzie słyszę jej zadowolony ton – mamo, uwielbiam korki, mogę sobie wtedy spokojnie wszystkie reklamy przeczytać. Taka mała romantyczka rośnie, układa sama wiersze oraz potrafi stwierdzić rozmarzonym głosem – jak ja lubię smutne piosenki, są takie romantyczne. Bardzo zdyscyplinowana i obowiązkowa. Zawsze gotowa jako pierwsza do wyjścia do przedszkola.
I teraz gwałtowny zwrot akcji i przejście do naszej czterolatki. Jaśmina – trudno tu cokolwiek w jakąś szufladkę zmieścić. Dzieje się, dzieje się dużo, głośno i gwałtownie. Cieszę się niezmiernie, że ta żywiołowość nie jest już tylko dla nas przeznaczona. Córka otworzyła się i rozkręciła w przedszkolu, tak więc rażenie jej energią nie tylko nas dosięga. Z jednej strony ma wiecznie niezaspokojoną potrzebę ciepła i tulenia, z drugiej strony pokłady wyrafinowanej złośliwości głównie wobec starszej siostry. Dziecko bardzo samodzielne, o bogatym zasobie leksykalnym i predyspozycjach matematycznych. Cierpliwości w niej tyle, ile w jej mamusi – ani ciut ciut. Zaciekle broni swej niezależności.
No i Brunon, nasz dwulatek. Najbardziej wytrwały obserwator, a raczej uczestnik nawet najmniejszych czynności kulinarnych. Świetnie rozjeżdża karetką świeżo zaklejone pierogi, a robienie tortu zajmuje naszemu duetowi cztery godziny. Buntownik i luj plujący na każdego, komu chociażby przez głowę przechodzi pomysł sprzeciwienia się małemu mężczyźnie. Przechodzimy teraz fazę – ja SAM. Jest to aktualnie wyczerpujące, ale bardzo szybko procentuje. Zaciskam więc zęby i nie ograniczam pędu do samodzielności. Jedyne dziecko, które przychodzi do naszego łóżka w nocy, a jak nas jeszcze nie ma to idzie się przytulić do jednej z sióstr. No i jedyne, które w wieku dwóch lat ucina sobie obowiązkową drzemkę w ciągu dnia. Bardzo sprawny fizycznie i bardzo pomysłowy. Ta pomysłowość potrafi nas wprawić w totalne osłupienie i spowodować opóźnioną reakcję. Coraz swobodniej komunikuje się „ludzką mową”.
A relacje całej trójki przypominają trochę odwrócony układ korporacyjny – Brunon tłucze Jaśminę, Jaśmina tłucze Florencję, Florencja nie ma kogo stłuc. Ale jeżeli któreś płacze, to mamy na podłodze kłąb tulących się dzieci.
Jest wyczerpująco, ale bardzo satysfakcjonująco.
Ala
Piękna rodzinka 🙂 Trzymam kciuki za pozytywne rozwiązanie 🙂 Jesteś niesamowita!
Trzymaj i nie puszczaj, bo nerwy coraz większe 🙂