Przepis na zupę nic
Dlaczego zupa nic mnie dziś napadła? Wszystko przez Dzień Dziecka. Pamiętam, jak za czasów przedszkolnych, właśnie z tej okazji na obiad podawano zupę nic. Była to zupa z zaparzanymi piankami i nie miała wiele wspólnego z zupą pani Zawadzkiej. Robiona była na bazie proszku budyniowego. Do dziś pamiętam mój zachwyt, gdy pewnego razu przedszkolna „nic” była w kolorze różowawym.
Jakieś 2 miesiące temu udało mi się na Allegro kupić książkę Zawadzkiej „Kucharka litewska”. Czytuję ją sobie namiętnie, zachwyca mnie język jakim jest napisana oraz pełne rozmachu przepisy. 60 raków do chłodnika, czy chociażby 1,5 litra żółtek wbija mnie w fotel.
Muszę koniecznie zacytować fragment przedmowy, którą napisał Wacław Odyniec: „Studiowania Kucharki litewskiej pod utratą dotychczasowych poglądów odchudzającym się pannom i mężatkom, dietetykom, chudym weredykom, skrzywionym wątrobiarzom, urodzonym pesymistom – nie polecam; do korzystania z niej skrzętne panie domu, rządne gospodynie, czerstwych rolników, prawych myśliwych, tęgich gawędziarzy – zachęcam.”
Dodam jeszcze, że zupa nic w książce Zawadzkiej nosi następującą nazwę – zupa z mleka z pianką pod nazwą „nic po nim”.
To co mnie ostatnio zaskoczyło, to wyznanie najstarszej córki „a ja nie lubię zupy nic, ponieważ jest za słodka, wolę rosół”. Hmmm, więc przy okazji przybliżenia Wam zupy nic, polecę również przepis na rosół! Smacznego!